Ciałem tu, duchem w domu… / Marek Kołdras
9 marca 2022 w TEMI (Nr 9 (2165)) ukazał się tekst Marka Kołdrasa poświęcony losom pochodzącego ze Szczepanowa Józefa Kądziołki. W 2021 r. staraniem pani Danuty Kądziołki z Tarnowa pojawiła się blisko 200 stronnicowa książka pod tytułem „Bo wiesz jaka straszna droga przede mną. Listy z Wielkiej Wojny”. To historia jej dziadka opisana za pomocą około 150 listów jakie przesłał do żony w okresie od wcielenia do 57 IR, aż do śmierci 19 miesięcy później w szeregach 32 LIR na froncie włoskim w maju 1917 r.
Ciałem tu, duchem w domu… / Marek Kołdras
Solidne kompendium I wojny, oparte na konkretnych źródłach, sprowadzone do perspektywy jednej rodziny. Tak można nazwać blisko 200-stronicową publikację opracowaną przez Danutę Kądziołkę „Bo wiesz jaka straszna droga przede mną. Listy z Wielkiej Wojny”. Ponad 170 listów, które stanowią zasadniczą część książki, napisał jej dziadek Józef Kądziołka w okresie od 23 sierpnia 1915 po wcieleniu do CK armii, aż do śmierci 19 miesięcy później, kiedy trafiła go kula snajpera. Wszystkie są adresowane do żony. Ich opracowanie ukazało się jedynie w 200 egzemplarzach, a większość nakładu trafiła do rodziny i znajomych. Danuta Kądziołka mieszka w Tarnowie, jednak opracowanie dotyczy Ziemi Brzeskiej, a konkretnie Szczepanowa, gdzie żyli jej przodkowie.
Książkę można znaleźć w bibliotekach w Brzesku, Szczepanowie, Bochni i Tarnowie. Autorka nie wyklucza, że pojawi się ona także bezpłatnie w wersji cyfrowej.
Danuta Kądziołka nie znała dziadka. Pakiet jego korespondencji, zawinięty w szary, sfatygowany papier przewiązany sznurkiem, otrzymała, kiedy wkraczała w dorosłość.
Teraz wnuczka autora sięgnęła po nie ponownie, jak przekonuje „w natarczywym poczuciu powinności, aby pokazały prawdę o tamtych czasach i ludziach”.
Dodaje, że „mięso armatnie zwykło się kwitować liczbami, podawanymi w milionach. Jednak pojedyncza cząstka tej masy to żywy człowiek, który kochał, cierpiał i walczył z samym sobą, by wytrzymać w piekle, jakie mu zgotowano. W końcu ginął na nie swojej wojnie, w cudzej sprawie. Mój dziadek napisał w jednym z listów, że człowiek jest jak w niewoli. Trudno o bardziej trafne określenie”.
Nie ma masła, bo krowy pozabierano
Autor listów przyszedł na świat w Szczepanowie w 1882 roku. Józef był najmłodszym z sześciorga dzieci Hilarego i Tekli – ożenił się z Wiktorią Kanią z Przyborowa w 1906 roku. Małżeństwo zamieszkało na północ od cmentarza, na tzw. Hilarówce, uprawiając połowę rodzinnego majątku. Drugą część otrzymał starszy brat Jakub. Do czasu wybuchu wojny Józefowi urodziły się cztery córki. Bracia Kądziołkowie wraz z nauczycielem miejscowej szkoły założyli cegielnię w nadziei na poprawę kondycji domowych budżetów. Tymczasem zaczęła się rozkręcać wojenna machina. Dla mieszkańców Galicji konflikt przybrał postać inwazji rosyjskiej. W 1914 roku na Kraków ze wschodu parła armia tego kraju. W grudniu Rosjanie znów przeszli przez okolice Brzeska, wycofując się przed atakującymi Austriakami. Byli zabici cywile, spalono niektóre domy. Kościół w Szczepanowie został zbombardowany, dach i część wnętrza spłonęły. Nastąpiły gwałty, rabunki i mordy. Najeźdźcy nie tylko zabierali inwentarz, sprzęty, pieniądze i żywność, ale rozbierali nawet budynki na opał. Wraz z przejściem frontu przyszedł czas kolejnych rekwizycji, tym razem władz austriackich.
Krwawe zmagania wojenne potrzebowały kolejnych rekrutów. Józef i jego brat Jakub zostali przymusowo wcieleni do armii austro-węgierskiej 16 sierpnia 1915 roku. W ramach 57 pułku piechoty z Tarnowa trafili na Morawy, gdzie odbyli szkolenie i wypełniali pierwsze zadania wojskowe. Mieli nadzieję, że nie trafią na pierwszą linię frontu. Jednak po tym jak w maju 1915 roku Włochy wypowiedziały wojnę Austro-Węgrom, skierowano ich na front włoski nad rzekę Isonzo.
Stamtąd Józef, wcielony do 32 Nowosądeckiego pułku piechoty Pospolitego Ruszenia, pisał do domu.
Śmierć także od Boga…
Sporą część swojej korespondencji autor poświęcił żonie. Pisze o uczuciach, zadając kłam mitom, że galicyjski chłop był prosty, a delikatność, czułość czy troska były mu obce.
„Oj żebym miał skrzydła, to bym poleciał do Ciebie, żebym jeszcze choć raz pomówił z Tobą i dziećmi, bo wciąż o Was myślę i widzę Was wszystkich, bo ciałem jestem tu a duchem w domu” – donosi z frontu.
W liście z 7 listopada 1915 roku pisze: „A proszę Cie najmilsza Żono, żebyś się nic nie trapiła i nie płakała, bo wiesz dobrze, że mamy życie od Boga, to także i śmierć, a jeśli jest taka wola, to niech się tak stanie”.
Sporo miejsca w listach zajmują uwagi natury praktycznej.
Mężczyzna pamiętając, że żona musiała przejąć jego zadania, podpowiada: „ jakbyś widziała, że się ziemniaki psują, to je przywieź do domu i daj krowie. Będzie się lepiej doiła”.
W innej korespondencji radzi: „a pod cegielnią zasiej jęczmień jak najwcześniej i pod ziemniaki zaoraj”.
W miarę rozwoju działań wojennych
sytuacja stawała się coraz trudniejsza, także i dla tych, którzy pozostali w domach. W 1916 roku do armii wcielano nawet 50-latków. W domach pozostały kobiety, dzieci, osoby starsze i chorzy.
Z powodu braku rąk do pracy rosły ceny żywności. Od listopada 1914 roku wprowadzono zakaz pieczenia chleba tylko z mąki pszennej lub żytniej. Obowiązkowe były domieszki jęczmienia, kukurydzy i ziemniaków. Przy dużej biedzie do ciasta dodawano także brukiew, sieczkę i żołędzie.
Rodzina przetrwała
Józef Kądziołka daje rady o rozporządzaniu majątkiem, ale część uwag dotyczy spraw codziennych, jak zawarcie umowy z osobą, która ma pomagać przy prowadzeniu gospodarstwa.
Rady mają czasami bardziej ogólny, niemal filozoficzny charakter: „Nie skąp się tak, niech Ci się nie rozchodzi o nic, bo na tamten świat nic z sobą nie weźmiesz, tylko dobre uczynki. A bo mnie się teraz inaczej przedstawia przed oczy: człowiek się ugania za doczesnościami, ale nie uważa na to, z czem pójdzie na tamten świat”.
Józef zginął 31 maja 1917 roku, kiedy od blisko trzech tygodni mocno nacierała włoska tyraliera i trzeba było desperacko bronić pozycji. Pomimo że śmierć prócz oficjalnego pisma potwierdził też kolega z frontu, w sercach najbliższych wciąż żyła nadzieja.
Danuta Kądziołka wspomina: „któregoś dnia dziewczynki przybiegły z pola wykrzykując matce, że na ścieżce zobaczyły żołnierza z zabandażowaną głową. Wiktoria wybiegła z córkami, lecz wokół nie było ani żywego ducha”.
Na Hilarówkę nastały najgorsze czasy. Wiktorię pozbawiono zasiłku dla rodziny żołnierza, który nie żył. Dekret opieki nad sierotami, dający możliwość otwarcia procedury ubiegania się o zasiłek, wdowa otrzymała dopiero w styczniu 1918 roku. Zanim pojawiły się jakieś pieniądze często nie
było co włożyć do garnka.
– Obecnie żyje 115 osób będących potomkami Wiktorii i Józefa. Wszyscy poza genami otrzymaliśmy od przodka także bogate dziedzictwo ducha – podsumowuje autorka opracowania.
—
Marek Kołdras / TEMI