Aktualności
Serce zakute w kamieniu - św. Urszula Ledóchowska
Od samego niedzielnego poranka – pierwszego tej jesieni – miałem niejasne ale bardzo mocne przeczucie, że dzisiaj będzie miało miejsce coś niezwykłego. Godziny jednak mijały a niedzielne słońce powoli chyliło się już ku zachodowi. Cienie już znacznie się wydłużyły a blask słońca znacząco osłabł, tylko barwa jego światła stała się jakby ze szczerego złota. Napawałem się tymi urokami późnego październikowego popołudnia nieruchomo siedząc na skąpanej w słońcu ławce znajdującej się przed domem. Wtem myśl natrętna i gwałtowna wpadła do mojej głowy – panteon. No tak, panteon! Zerwałem się na równe nogi i ogarnąwszy swój nieco nazbyt luźny – jak na wizytę w tak zacnym miejscu jakim panteon świętych i błogosławionych przy bazylice mniejszej w Szczepanowie – strój, z pośpiechem (niczym Maryja do św. Elżbiety – pomyślałem przelotnie) ruszyłem pod bazylikę. Bramę panteonu przekroczyłem energicznym krokiem, ale zaraz za nią zwolniłem, przystanąłem. Ten spokój, cisza jakie tam panowały zawsze tak na mnie działały. Zwłaszcza te zastygnięte w bezruchu postacie patronów działały onieśmielająco. Z drugiej strony wiedziałem, że te postacie wcale nie są tak bardzo nieruchome jak mogłoby się wydawać.
Tym razem podszedłem do ołtarza polowego i odwróciwszy się w prawo ruszyłem w kierunku tyraliery świętych i błogosławionych. Przechodząc obok jeszcze nieznanych postaci zbliżałem się do tych, z którymi miałem przyjemność rozmawiać. Minąłem szczupłą wysoką kobietę o ostrych rysach twarzy zostawiając ją za plecami. Zbliżyłem się do kolejnej niewiast, niższej o łagodnym obliczu w zakonnym habicie i czepku na głowie z narzuconą na ramiona chustą. Byłem tuż przed nią, gdy jej twarz ożyła, oczy zabłysły wesołym blaskiem a usta ułożyły się w ciepłym uśmiechu.
- Witaj człowieku XXI wieku. Bardzo się cieszę widząc cię przychodzącego w to miejsce i wchodzącego z nami w relację. Jak słusznie kiedyś stwierdziłeś, nie całkiem jesteśmy skamieniali.
Mówiąc to puściła oko z przekorną miną.
- Witaj Tereso – odparłem zerkając na tablicę zamieszczoną obok świętej – bardzo lubię te spotkania bo zawsze wychodzę z nich ubogacony.
Jeszcze nie skończyłem mówić gdy święta wesoło się roześmiała.
- Tereso, Tereso – dwukrotnie powtórzyła imię – już mi minęło skonfundowanie związane z tym imieniem widniejącym na tablicy obok. Teraz tylko mnie bawi, chociaż żal mi przybyłych tu ludzi szukających Urszuli. Na szczęście pod moimi stopami jest imię Urszula. To chyba po to by każdy mógł sobie wybrać to, które bardziej mu się podoba – Święta mrugnęła porozumiewawczo.
Musiałem komicznie wyglądać z otwartymi ze zdziwienia ustami bo kobieta, z którą rozmawiałem a której imienia już nie byłem pewien zasłoniła się chustą i tylko mocno drgające ramiona świadczyły o tym, że stara się stłumić śmiech.
- Widzisz – zaczęła gdy już nieco się uspokoiła – ja zasadniczo od chrztu świętego, który został mi udzielony w 1865 roku mam na imię Julia. Mój ojciec Polak, matka Szwajcarka, wychowali mnie w duchu miłości do Polski i głębokiej wiary. Skutkiem tego – jak również rozeznanego powalania – było wstąpienie do zakonu urszulanek gdzie przyjęłam imię Maria Urszula. Natomiast tutaj w Szczepanowie wygląda na to, że występuję incognito pod imieniem Teresa.
- To rzeczywiście dość osobliwa sytuacja – stwierdziłem nieco odzyskując już rezon – ale nie zwracając na to uwagi, czy możesz mi zdradzić droga Urszulo skąd przybywasz w skromne progi szczepanowskiego panteonu?
- Hmmm… Nie takie one znowu skromne – święta uśmiechnęła się ale zaraz zamyśliła nieco – to pytanie łatwe ale jednocześnie odpowiedź na nie może być bardzo obszerna. słońce pierwszy raz zaświeciło dla mnie w Loosdorf, mieście w Austrii. Ale to był dopiero początek moich wędrówek
To tak jak ja – ni to głos, ni to odgłos wiatru dotarł do moich uszu. Zignorowałem ten odgłos chociaż wydało mi się, że zauważyłem jakiś cień uśmiechu przez chwil błąkający się po ustach Urszuli.
- W wieku osiemnastu lat – kontynuowała święta – nasza rodzina przeniosła się do Galicji, do Lipnicy Murowanej.
Miałam wtedy dwadzieścia lat – znowu dał się słyszeć niczym delikatny szmer, dobiegający do mnie głos.
- Później jeszcze bardzo dużo podróżowałam po Europie niosąc Boga przede wszystkim młodzieży w internatach i szkołach. Przecież to nie same podróże były ważne ale ładunek, który niosłam w swoim sercu dla bliźnich potrzebujących spotkania z Bogiem w codziennym życiu. Stąd moje podróże do Petersburga, Skandynawii, Europy zachodniej i Polski. Czasem wyjazdy wymuszone sytuacją międzynarodową. Innym razem to droga rozeznania woli Bożej. Ostatnia podróż to 29,V,1928 i ostatnia wizyta w Rzymie, gdzie zakończyłam swoją ziemską wędrówkę.
Bardzo podobnie do mnie – znowu to samo, ni to głos ni to pogłos dobiegł mnie jakby zza moich pleców.
- Podstawą mojego działania był bezpośredni kontakt z człowiekiem, uśmiech, pogoda ducha i serdeczność. Jednym słowem „Miłość” do drugiego człowieka okazywana w bezpośrednich relacjach.
- Czytając twoją biografię widać, że nie lubiłaś nudy i przeróżne prace nie były ci obce.
- To prawda. Jak już mówiłam sporo podróżowałam i przy tej okazji robiłam wszystko, co w mojej mocy, by przyprowadzać zmęczonych życiem w świecie bez wartości , na spotkanie z Bogiem. Dlatego wszystkie moje działania to tylko forma, w której przekazywałam treść a więc miłość do Boga i do drugiego człowieka. Owszem rozwijałam działalność wychowawczą zakładając szkoły, internaty, ochronki, szczególnie dla dzieci i młodzieży, także dla polskich dzieci za granicą. Brałam udział z w działalności na rzecz wykluczonych, opuszczonych, biednych. W swoich działaniach starałam się łączyć wiarę, edukację i pomoc społeczną. Dla Boga świat to przecież za mało dlatego w swoich działań nie ograniczałam tylko do Polski. Prowadziłam prace zakonne i edukacyjne w Rosji (m.in. w Petersburgu), w krajach skandynawskich (Szwecja, Dania), a także we Włoszech i we Francji. Założyłam Zgromadzenie Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego (zwane też „szarymi urszulankami”).
- Jestem pod ogromnym wrażeniem twoich działań – przyznałem, szeroko otwierając oczy – jak to wszystko zmieściło się w jednym życiu?
- Jakby to powiedzieć… - Urszula pochyliła się nieznacznie na prawą stronę i figlarnie uśmiechając stwierdziła – no nie całkiem. To co dzięki łasce Bożej zrobiłam owszem zmieściło się w moim życiu ale to nie wyczerpało mojej misji i teraz będąc już w domu Ojca działam dalej. Jak słyszałeś wcześniej granice państw nigdy nie stanowiły dla mnie jakiejś większej bariery. Teraz jednak nie maja już żadnego znaczenia – dodała na koniec szeroko się uśmiechając.
- Doprawdy niesamowite – przyznałem – nie znam innej kobiety działającej z taką energią i zaangażowaniem.
Nagle za plecami usłyszałem ostry damski głos
- Nie znasz widocznie zbyt wiele wartościowych kobiet. Co to z resztą za maniera, żeby stać do kobiety tyłem?!
Mieszanka zaskoczenia i zmieszania malująca się mojej twarzy musiała wyglądać komicznie bo Urszula parsknęła śmiechem patrząc jednocześnie nad moją głową w kierunku skąd dobiegał głos. Ja szybko się odwróciłem i zobaczyłem postać kobiety stojącej na sąsiednim cokole, którą minąłem idąc na tą rozmowę i patrzącej na mnie wzrokiem ciskającym gromy.
- Przepraszam panią – powiedziałem starają się ukryć zakłopotanie - proszę o wybaczenie. Nie zdawałem sobie sprawy z faktu, że jesteśmy w trójkę.
- No już spokojnie. Nie mogę się gniewać bo mi tytuł błogosławionej odbiorą – uśmiechnęła się i mrugnęła porozumiewawczo – Jestem Maria Teresa Ledóchowska. Z przyjemnością słuchałam waszej rozmowy i z przyjemnością się w nią włączę ale – zawiesiła na chwilę głos – następnym razem bo z dobrze poinformowanych źródeł – mówiąc to popatrzyła w niebo – wiem, że jesteś teraz potrzebny w domu.
Odruchowo popatrzyłem na zegarek. Aż się wzdrygnąłem, faktycznie już dawno powinienem tam być.
- Bardzo dziękuję za zwrócenie mi uwagi – odchodząc dodałem - Jeszcze raz przepraszam za mój faux pas.
Zwracając się do Urszuli podziękowałem za rozmowę. Ona na koniec dodała
- Pamiętaj, że najważniejsze to jest to co robisz, nie to co mówisz czy piszesz.
- Nie do końca mogę się z moją siostrą zgodzić – zabrała glos Maria Teresa – ale to wyjaśnimy sobie gdy będziesz tu następnym razem.
Ja już odchodziłem słysząc jeszcze za plecami jak siostry Ledóchowskie wesoło przekomarzały się, która z nich ma więcej racji w temacie rodzaju aktywności.
Piotr Sarlej
Foto 1: Figura św. Urszuli Ledóchowskiej w Panteonie Świętych i Błogosławionych Diecezji Tarnowskiej w Szczepanowie.